Coraz dalej…

Jak zdobyliśmy najwyższy szczyt Singapuru

Zaraz rano jedziemy na lotnisko, nie obyło się bez niespodzianek bo pani z recepcji zapomniała zamówić nam taksówki. Jest przed 7 rano, ulice puste, recepcja zamknięta, jak my się teraz dostaniemy na lotnisko. Stoję na pustej ulicy i nagle jedzie taxi, zatrzymujemy i ufff, jedziemy na lotnisko. W samolocie pani uprzejmie informuje nas, że jak mamy narkotyki to jednym słowem mamy przegwizdane tzn. że grozi nam kara śmierci, ot takie przypomnienie Biggrin

Po wylądowaniu, szukamy, gdzie by tu oclić naszą butelkę wina z Borneo (lecąc z Malezji do Singapuru, każda ilość alkoholu podlega zgłoszeniu i ocleniu). Prześwietlamy naszą walizkę, panowie celnicy pytają, czy mamy coś do oclenia, mówimy, że tak, że butelkę wina ryżowego. Śmieją się z nas i puszczają bez płacenia podatku Smile

Bagaże zostawiamy na lotnisku i jedziemy ostatni raz w miasto, tym razem do Bukit Timah Nature Reserve. To taki mały park, jeszcze można spotkać motyle, makaki, jaszczurki, gdzie też biegają Singapurczycy. W parku zdobywamy też najwyższy szczyt Singapuru – Bukit Timah – całe 163 metry n.p.m. Lol

Z parku jedziemy jeszcze do Singapurskich Ogrodów Botanicznych, które szczerze polecam, a Ogród Orchidei to po prostu rewelacja!! W parku napotykamy też pomnik Chopina.

Jedziemy na lotnisko, po północy mamy lot do domu. No to do następnych wakacji Smile