Coraz dalej…

Szlakiem singapurskich świątyń

Zaczynamy dzień trzeci, którego tematem przewodnim będą świątynie Angel

W drodze do Little India podziwiamy kolorowy Hill Street Building, potem przechodzimy koło Muzeum Straży Pożarnej i kierujemy się do Chijmes.

Chijmes oglądamy go niestety tylko z zewnątrz, gdyż akurat był zamknięty Sad Kiedyś był to katolicki klasztor Świętego Dzieciątka Jezus. Teraz mieści się tam galeria sztuki i sala koncertowa. Wokół klasztoru oraz poniżej jego poziomu mieści się cały kompleks restauracji, sklepów, kafejek, gdzie odbywają się koncerty, spektakle.

Nasza trasa prowadzi dalej do Singapurskiego Muzeum Narodowego, oglądamy piękny budynek tylko z zewnątrz. Zaraz obok muzeum nowoczesne budynki upiększone zielenią. Zieleń jest tam zresztą co krok, ukwiecone chodniki, kładki nad ulicami, wszędzie zielono i kolorowo.

Docieramy w końcu do pierwszej świątyni w Chinatown. To hinduska świątynia Sri Krishnan.

Teraz naszym celem jest Meczet Sułtana w Little India. Po drodze mijamy posągi na deptaku i kolorowe budynki.

Meczet znajduje się zaraz przy kolorowej Arab Street, niestety akurat trafiliśmy na godzinę modlitw co oznacza brak możliwości wejścia dla zwiedzających.

W malowniczej Little India odwiedzamy jeszcze pięć świątyń.

Pierwsza na liście jest świątynia Sri Veeramakaliamman zbudowana w 1855 roku przez robotników tamilskich:

Potem dreptamy do zobaczyć świątynię Sri Srinivasa Peruma:

Świątynie: Leong Sam Temple (po lewej) i Sakya Muni Buddha Gaya Temple – Świątynia Tysiąca Świateł z ogromnym posągiem Buddy:

Dokładnie naprzeciwko tych dwóch świątyń znajduje się jeszcze świątynia Leong San See:

Szybko wracamy do hotelu, gdyż zbiera się na ulewę a ponadto popołudniu mamy lot do Kuching na Borneo. Do Singapuru jeszcze wrócimy na jeden dzień w drodze powrotnej Smile

Jeszcze tylko budynek obok naszego hotelu, niesamowity z drzewkami na balkonach Good

Dobra, to jesteśmy jeszcze w Singapurze… właśnie wsiedliśmy do metra (które większość trasy pokonuje nad ziemią) aby dostać się na lotnisko jak zaczęła się tropikalna ulewa.. mieliśmy szczęście, że przez dwa poprzednie dni nas taka nie dorwała I-m so happy

Mamy jeszcze trochę do odlotu więc podziwiamy lotnisko Changi. Zasłużenie jest tak chwalone, wszędzie fotele, gdzie można poleżakować, strefy z komputerami i internetem. Nie ma to tamto Good

Po spokojnym locie lądujemy na Borneo w Kuching. Jest już ciemno (godz. 19). Na lotnisku czeka na nas nasz przewodnik z agencji Amazing Borneo. Do samej agencji nie mieliśmy zastrzeżeń, no może poza tym, iż czasem byliśmy dołączani do kilku innych osób. O ile raz to była młoda, bardzo fajna para Japończyków, z którą obgadaliśmy nasze „wojaże” po świecie, o tyle raz jechaliśmy ponad 1,5 h z małym, rozwrzeszczanym dzieciakiem Sad Generalnie agencja jest jak najbardziej do polecenia.

No więc nasz przewodnik to starszy, bardzo sympatyczny pan. Trochę opowiada nam o mieście w drodze do hotelu. Wg niego Miasto Kotów zamieszkuje ponad 600 tys. mieszkańców. Samo miasto ciągnie się wzdłuż i wszerz i bardzo kłóci się z naszym wyobrażeniem „miasteczka w dzikiej dżungli Borneo”. Już samo lotnisko jest większe od naszego w Warszawie.

Dojeżdżamy do naszego hotelu Abell. Hotel jest w świetnym miejscu, niedaleko rzeki i Waterfrontu, wart jest polecenia.

Nasz przewodnik poleca nam Top Spot Seafood Centre, które jest również blisko naszego hotelu, a którego z braku sił już w tym dniu nie odwiedzamy.