Coraz dalej…

Wydmy we mgle

19 sierpnia 2014, dzień 5

Dziś wielki dzień, czeka nas wizyta w najbardziej znanym miejscu Namibii – na wydmach. Gdzieś przeczytałam, że Namibię określa się czasami jako „ziemię, którą Pan Bóg stworzył w gniewie”. Jeśli takie rzeczy tworzy się w gniewie, to jakie cuda musiały powstać w euforii.

No więc zaraz po 4 rano zwlekamy się z namiotu, szybkie pakowanie całego dobytku, składanie namiotów i gorąca herbatka i w drogę. Nasz kamping Sesriem położony jest przy bramie wjazdowej do Parku Narodowego Namib-Naukluft, jego mieszkańcy wpuszczani są najwcześniej do parku – o godzinę wcześniej niż inni podróżnicy. Początkowo asfaltowa droga, szybko zmienia się w szutrową. Do wydm Sossusvlei mamy jakieś 65 km. Przed nami ciągnie się sznur samochodów, ale Erastus chyba postawił sobie za punkt honoru, abyśmy na wydmach byli pierwsi, wskutek czego pozostawiamy opieszałych turystów w tyle. Mimo, iż mkniemy dość szybko, czujemy się bezpiecznie – Erastut to świetny kierowca!

Sam Park Namib-Naukluft ma obszar prawie 50 tys. km² i jest czwartym co do wielkości obszarem chronionym na świecie. Obejmuje on większą część pustyni Namib (najstarszej pustyni świata, istniejącej od ponad 55 mln lat) i gór Naukluft.

Za oknem jeszcze szaro ale powoli zaczynają się z tego mroku wyłaniać tak upragnione kształty. Większość turystów zatrzymuje się przy Dune 45 (nazwa pochodzi stąd, że znajduje się 45 km od bramy wjazdowej w Sesriem), my jednak jedziemy w samo serce wydm – do Sossusvlei. Nazwa Sossusvlei powstała z połączenia dwóch słów: „sossus”, które w języku Nama znaczy „bez powrotu” lub „ślepy zaułek” oraz „vlei”, które w afrikaans oznacza „bagno”. To właśnie w Sossusvlei znajdują się najbardziej znane i najpiękniejsze wydmy Namibii.

Powoli świta, ale… słońca nie widać, za oknem mleko, totalna mgła, nie zobaczymy wschodu słońca Cray 2Po szutrach też nie ma śladu, wjeżdżamy na drogę tylko dla samochodów 4×4. Gdy docieramy na miejsce jest przed 7, nikogo oprócz nas nie ma, a gdzieś we mgle czai się Big Mama o wysokości 280 metrów. No nic, postanawiamy mimo wszystko wspiąć się na wydmę w nadziei, że dość mocno wiejący wiatr rozwieje mgły. Gdy docieramy na szczyt robi się trochę jaśniej, wiatr się wzmaga, wydaje się, że za chwilę mgły jednak opadną i zobaczymy jak słońce zaczyna oświetlać wydmy. Czekamy ponad pół godziny, zaczynamy już marznąć, a słońca ani śladu.

Zmarznięci, dajemy za wygraną i schodzimy w dół, u podnóża Big Mamy znajdują się miejsca piknikowe, gdzie ze śniadankiem i gorącą herbatą czeka na nas Erastus. Chętnych na śniadanie jest więcej, zlatują się wróbelki czarnogłowe; zaczynają też pojawiać się pierwsi turyści. Jeszcze tylko szybka kawa, kilka zdjęć Big Mamy, która w końcu raczyła nam się pokazać i zwijamy kram.

Teraz czas na Dead Vlei, chyba najbardziej znane miejsce w Sossusvlei. Jeśli ktoś nie ma samochodu z napędem 4×4, albo nie czuje się na siłach aby takowym jechać bo piaszczystych wybojach, musi zostawić swój pojazd na parkingu, 5 km od Sossusvlei. Nasz Toyota jednak świetnie daje radę na tej trudnej trasie i dojeżdżamy w okolice Dead Vlei. No tu już niestety nie jesteśmy sami, jest dość ludzi, na całe szczęście pogoda zaczyna się poprawiać i widać pierwsze promyki słońca.

Dead Vlei czyli Martwe Bagno to pozostałość po terenach zalanych około tysiąc lat temu przez rzekę Tsauchab. Utworzyła ona między wydmami podmokłe tereny, na który wyrosły drzewa akacji – camel thorn trees. Wskutek zmiany klimatu, suszy oraz przemieszczania wydm, które zamknęły rzece dopływ do tej doliny, miejsce to wyschło całkowicie. Teraz spośród prawie białej, popękanej ziemi wystają sterczące kikuty martwych drzew. To chyba jedno z najczęściej fotografowanych miejsc na ziemi, widok czarnych, martwych akcji pośród pomarańczowo-czerwonych wydm zna chyba każdy.

Wydmy w Namib-Naukluft są dynamiczne i zmieniają swój kształt wskutek wiatru. Wydmy w okolicy Sossusvlei znane jako „star dunes, gdyż wiatr kształtuje je ze wszystkich stron. Piasek tworzący wydmy ma ponad 5 mln lat i pokryty jest cienką warstwą tlenku żelaza, co nadaje mu charakterystyczny czerwony kolor.

Nad Dead Vlei góruje majestatycznie najwyższa wydma w Sossusvlei – Big Daddy o wysokości 325 m. Nie jest to jednak najwyższa wydma na Pustyni Namib, ten zaszczyt przypada Dune 7, która liczy sobie 388 m wysokości, a jej nazwa wywodzi się stąd, że jest siódmą wydmą wzdłuż rzeki Tsauchab.

W Dead Vlei zabawiamy grubo ponad godzinę, chyba nie ma drzewa, które nie zostałoby przez nas uwiecznione na zdjęciu Biggrin

Czas opuścić to magiczne i zarazem tajemnicze miejsce. Mamy jeszcze do odwiedzenia opuszczoną Dune 45. Po drodze to jednej z najczęściej fotografowanych i odwiedzanych wydm świata spotykamy oryksa i szakala oraz kruka srokatego.

Duna 45 ma 85 metrów wysokości, nie wspinamy się już na nią, gdyż czas nagli. Trochę szkoda, że nie zaplanowaliśmy całego dnia w tym przepięknym miejscu. Ale za to będzie okazja, żeby tu wrócić i samemu ocenić, czy wschód słońca z Dune 45 jest tak niesamowity, ja o nim mówią.

Opuszczamy pustynny krajobraz, aby zamienić go na bardziej górzysty.

Spotykamy pierwsze stada springboków.

Po południu docieramy do Solitaire – malutkiego miasteczka w Parku Narodowego Namib-Naukluft. Na to urokliwe miasteczko składa się stacja benzynowa, recepcja campu, poczta, piekarnia z kawiarenką, w której pałaszujemy przepyszną szarlotkę – wizytówkę tego miejsca. Dookoła tych kilku budynków są porozrzucane wraki samochodów, także tych luksusowych, jak Hudson Hornet z 1941 r.

Między wrakami wesoło bawią się wiewiórki ziemne, a tkacze towarzyskie popijają wodę. Robiąc obchód po okolicy, napotykam kwitnące drzewo kokerboom.

Następny przystanek na naszej drodze – Zwrotnik Koziorożca. Przekraczamy go już drugi raz, pierwszym razem przejeżdżaliśmy przez niego jadąc z Windhoek do Fish River Canyon.

Jedziemy dalej malowniczą trasą wiodąca przez część parku Namib Naukluft, masywy górskie i kręte, strome drogi prowadzące przez przełęcze Gaub i Kuiseb.

Gaub Pass przypomina mi trochę filipińskie Wzgórza Czekoladowe Smile

Chwilę później robi się żółto, wjeżdżamy w przełęcz Kuiseb Pass, widoki są niesamowite. Myślałam, że Namibia pokazała nam już wszystkie możliwe formacje skalne, a tu proszę, znowu coś nowego.

Późnym popołudniem zajeżdżamy pod Dune 7 (130 metrów) niedaleko Walvis Bay. W tym miejscu mieszkańcy miasta chętnie spędzają wolny czas. Można tu pojeździć ma quadach oraz pouprawiać sandboarding.

O zachodzie słońca docieramy do Walvis Bay, do naszego hoteliku Oyster Box.

Walvis Bay, położone nad Zatoką Wielorybią (Ocean Atlantycki) jest trzecim co do wielkości miastem w Namibii i największym portem morskim tego kraju oraz trzecim portem w całej Afryce. Wzdłuż wybrzeża Walvis Bay można spotkać całe stada różowych flamingów.

Ponieważ nieco zgłodnieliśmy, wyruszamy na poszukiwanie jakieś knajpy. Niedaleko naszego hotelu znajduje się bardzo klimatyczna restauracja Raft, duży drewniany budynek ustawiony na wodzie na palach w odległości 30 metrów od brzegu. Zamawiamy, a jakże, owoce morza, jedzonko jest przepyszne a porcje ogromne. Za oknem świszcze wiatr od oceanu a my rozkoszujemy się namibijskim piwkiem w bardzo przytulnych wnętrzach Raftu.