Coraz dalej...

Autor -Ela

Zoom na Little Five

21 sierpnia 2014, dzień 7

Każdy miłośnik Afryki doskonale wie co to Big Five (Wielka Piątka) – to jedne z najbardziej niebezpiecznych zwierząt Afryki. Tworzą ją: lew, słoń, nosorożec, bawół i lampart. Jednak oprócz Big Five istnieje mniej znana pustynna Little Five, w poszukiwaniu której udajemy się dzisiaj.

Wyjazd na poszukiwania mamy zarezerwowany u Tommy’ego Collard, znanego m.in. z filmów przyrodniczych National Geographic. Koszt The Living Desert Tour to 650 NAD/os.

Przed godz. 8 rano pod nasz hotel podjeżdża jeep, do którego pakujemy się razem z parą Francuzów i ich przeuroczą ok. 2-letnią córeczką. Za chwilę opuszczamy Swakop i po przejechaniu kilku kilometrów docieramy do bramy wjazdowej do Namib Naukluft Park. Tutaj też spotykamy drugi samochód terenowy, w którym jedzie Tommy. Po krótkim przywitaniu z Tommy i pozostałymi uczestnikami eskapady, czas ruszać na wydmy. Jeszcze tylko kierowcy spuszczają trochę powietrza z kół, aby samochody miały lepszą przyczepność na piachu, włączają napęd na wszystkie koła i możemy wyruszyć w poszukiwaniu Little Five. Aby wiedzieć, czego szukać trzeba znać skład pustynnej Małej Piątki; należą do niej: żmija karłowata, stepniarka piaskonurek (mała jaszczurka), kameleon Namaqua, gekon oraz pająk Tańcząca Biała Dama. Czytaj więcej…

Wydmy we mgle

19 sierpnia 2014, dzień 5

Dziś wielki dzień, czeka nas wizyta w najbardziej znanym miejscu Namibii – na wydmach. Gdzieś przeczytałam, że Namibię określa się czasami jako „ziemię, którą Pan Bóg stworzył w gniewie”. Jeśli takie rzeczy tworzy się w gniewie, to jakie cuda musiały powstać w euforii.

No więc zaraz po 4 rano zwlekamy się z namiotu, szybkie pakowanie całego dobytku, składanie namiotów i gorąca herbatka i w drogę. Nasz kamping Sesriem położony jest przy bramie wjazdowej do Parku Narodowego Namib-Naukluft, jego mieszkańcy wpuszczani są najwcześniej do parku – o godzinę wcześniej niż inni podróżnicy. Początkowo asfaltowa droga, szybko zmienia się w szutrową. Do wydm Sossusvlei mamy jakieś 65 km. Przed nami ciągnie się sznur samochodów, ale Erastus chyba postawił sobie za punkt honoru, abyśmy na wydmach byli pierwsi, wskutek czego pozostawiamy opieszałych turystów w tyle. Mimo, iż mkniemy dość szybko, czujemy się bezpiecznie – Erastut to świetny kierowca! Czytaj więcej…

Z wizytą u szalonego Barona

18 sierpnia 2014, dzień 4

Ciepła noc szybko się kończy. Wstajemy i…, nie no, czy to musiało mi się przytrafić w takim miejscu? Dopadła mnie migrena Sad Zwlekam się jakoś z namiotu, no nie jest dobrze. Erastus pyta, co chcemy na śniadanie, a mi na samą myśl o jedzeniu robi się niedobrze, a jak sobie pomyślę, że czeka mnie jazda po szutrowych drogach w takim stanie to płakać mi się. Chwilę później Marcin wcina jajecznicę i kiełbaski, a ja miętolę tylko kromkę chleba i mocną herbatę. No nie, tyle nas dziś czeka, a ja ledwie żywa. Łykam wszystkie prochy, jakie mam i o dziwo ból głowy zaczyna dość szybko mijać. A już widziałam lekkie przerażenie w oczach Erastusa – jakaś chorowitka mi tu przyjechała i marudzić pewnie będzie Pleasantry i tak się słono musiałam tłumaczyć, dlaczego śniadania nie jem, pewnie biedak myślał, że mi nie smakuje Smile

Po powrocie do świata żywych, o mało co nie padłam znowu. Boże, gdzie myśmy spali Shok przecież to prawie raj. Resztki złego nastroju szybko pryskają, bierzemy aparaty w ręce i biegiem na obchód naszego campu. Czytaj więcej…

Tylko koni, tylko koni brak…

17 sierpnia 2014, dzień 3

Wstajemy o wschodzie słońca, żeby po szybkim śniadaniu pozwiedzać jeszcze okolicę. Tak, jak wspominałam lodge jest przepięknie położona wśród skał, które w porannym słońcu mienią się pomarańczowo-różowymi kolorami. Można by w tym miejscu spędzić kilka dni, nie nudząc się zupełnie. Na teranie lodgy znajduje się przepięknie położony wśród skał basen z widokiem na pustynno-górzysty krajobraz. Jeśli ktoś oglądał serial „Afryka – za głosem serca” to bez trudu zauważy, że recepcja lodge zagrała posiadłość głównych bohaterów. Czytaj więcej…