Następnego dnia rano z poznanym wczoraj przewodnikiem wyruszamy do Parku Narodowego Bako. Najpierw jedziemy jakieś 40 min. samochodem, potem przesiadamy się na łódkę, aby w końcu dopłynąć do celu. Wysiadamy na dość rozległej ale nie najpiękniejszej plaży, gdzie spokojnie przechadza się dzika świnia, których kilka kręci się w przy centrali parku. Po załatwieniu jakiś formalności przez naszego przewodnika, idziemy w końcu do dżungli przede wszystkim szukać nosaczy. No i są te piękne bestie, tyle że jakieś 30 metrów nad nami, w koronach drzew, ledwo widać ich rudawą sierść. Idziemy w inne miejsce, ale tam również nie natrafiamy na małpy. Wracamy do centrali i idziemy na szlak w przeciwnym kierunku. Niestety nie napotykamy na żadne zwierzaki Dochodzimy za to do ładnej plaży w środku dżungli, gdzie zatrzymujemy się na godzinkę. W tym czasie o mało nie tracimy plecaka na rzecz rozwścieczonego makaka. Czytaj więcej…
Autor -Ela
Zaczynamy dzień trzeci, którego tematem przewodnim będą świątynie
W drodze do Little India podziwiamy kolorowy Hill Street Building, potem przechodzimy koło Muzeum Straży Pożarnej i kierujemy się do Chijmes. Czytaj więcej…
Cały drugi dzień naszego pobytu w Singapurze spędzamy w zoo. Tak, tak w zoo. Przed wyjazdem czytaliśmy wiele opinii na jego temat, było bardzo polecane. Nie zawiedliśmy się, zoo jest rewelacyjne!
Naprawdę będąc w Singapurze trzeba tam koniecznie zajrzeć! Składa się jakby z czterech części: Park Ptaków Jurong, zoo, River Safari i Night Safari. Tak naprawdę, żeby w pełni skorzystać z uroków tych miejsc to trzeba by więcej niż jeden dzień tam spędzić. Jurong Bird Park jest w innej części Singapuru niż reszta zoo, trzy pozostałe „części” są obok siebie, w każdej są inne zwierzęta. Bilety do zoo kupiliśmy już w Polsce za 89 SGD/bilet. Bilety na poszczególne „części” zoo, jak i na cały kompleks można kupić tutaj Kupując cały pakiet, na zwiedzanie całego kompleksu ma się 30 dni. Czytaj więcej…
Już dwa lata temu zaświtała nam myśl o wyprawie do naszych rudych krewniaków na Borneo, nawet już biuro było wybrane ale trafiła się „świetna okazja” i polecieliśmy do mojej ukochanej Afryki. Po powrocie z Czarnego Lądu mieliśmy szczerze dość wyjazdów z trzydziestoma innymi osobami i padło postanowienie: od tej pory jeździmy sami albo ze znajomymi.
Chyba właśnie rok temu znajomy z trip4cheap.pl napisał na forum, że rusza na Borneo i to był znak – „nasi” tam będą, przetrą szlaki, będzie nam łatwiej. Jak wrócą – jedziemy! Początkowo umawiamy się z dwójką znajomych, wyznaczamy trasę: oprócz Singapuru, Malezji lecimy do Kambodży. Zaczynamy planowanie: gdzie się zatrzymujemy, co oglądamy, latamy czy jeździmy, itp. Jest luty, z zakupem biletów postanawiamy jeszcze poczekać. W maju okazuje się, że znajomi niestety nie mogą wziąć urlopu w wakacje, a dla nas to jedyny możliwy termin. Postanawiamy: lecimy sami. To nasza pierwsza tak daleka samodzielna wyprawa. Z angielskim jesteśmy trochę na bakier, Marcin mówi, że jesteśmy jak ślepy z głuchym, ja więcej rozumie, ale mam problem z mówieniem, Marcin potrafi się za to dogadać Czytaj więcej…
A tak wyglądała nasza mapa podróży: