8 października 2015, dzień 8
Najważniejszym punktem dzisiejszego dnia miała być poranna wizyta w Pałacu Kŭmsusan – mauzoleum Kim Ir Sena oraz Kim Dzong Ila. Zanim jednak tam dotarliśmy, mieliśmy kolejną okazję do poobserwowania porannego życia w stolicy Korei Północnej. Były to obrazki podobne do tych z poprzednich dni: milicjanci kierujący zamaszyście mizernym ruchem po środku skrzyżowań, nieliczne samochody na ulicach, młodzież wymachująca czerwonymi sztandarami z doniosłymi hasłami na ustach, dziecięce orkiestry pionierów przygrywające przechodniom, dorośli z zawiniętymi w folie sztucznymi kwiatami do wymachiwania na cześć wodza (zapewne szli z nimi do pracy, aby po niej ćwiczyć na centralnym placu miasta przed zbliżającym się świętem jubileuszu utworzenia Partii Pracy Korei).
Po ok. 20 min dotarliśmy do parkingu przed Pałacem Kŭmsusan (Kŭmsusańskim Pałacem Słońca). Ten okazały obiekt, wybudowany w 1976 r. był kiedyś oficjalną rezydencją Kim Ir Sena. Po jego śmierci w 1994 r. poddano go renowacji i przekształcono w mauzoleum.
Gdy przyjechaliśmy na parkingu było jeszcze niewiele autobusów. Jednak po wprowadzeniu do holu jednego z budynków okazało się, że jest tam już tłoczno. Czekaliśmy ok. pół godziny, aż kazano wyjść nam z powrotem na dwór i ustawić się czwórkami (w takiej konfiguracji przemieszczaliśmy się niemal cały czas po pałacu) w długiej kolejce przed jedną z bram. W międzyczasie poinstruowano nas, że nie wolno do środka wnosić: telefonów komórkowych, bilonu, kart płatniczych (przedmioty te zostały w depozycie). Można było zabrać ze sobą aparaty fotograficzne, którymi i tak można było robić zdjęcia tylko na zewnątrz mauzoleum Z uwagi na zakaz fotografowania zamieszczam poniżej linki do filmów z północnokoreańskiej telewizji, na których można zobaczyć wnętrza pałacu:
https://www.youtube.com/watch?v=j8pPYVdk9r8
https://www.youtube.com/watch?v=DyrTNLh8UVY
https://www.youtube.com/watch?v=TMTVL55bZUo
Po odstaniu swojego wreszcie weszliśmy do wnętrza. Przed nami pojawiły się długie korytarze, wykończone w kamieniu (chyba granicie), z kilkoma ruchomymi schodami. Podczas kilkunastominutowego spaceru towarzyszyły nam rozwieszone na ścianach niekończące się zdjęcia przywódców, których zakonserwowane ciała mieliśmy wkrótce zobaczyć. Po jednaj stronie prezentowano Kimir Sena, a po drugiej – Kim Dzong Ila. Daty na opisach pod zdjęciami rosły. Fotografie przedstawiały przede wszystkim sceny z wizyt gospodarczych w kraju, wyjazdów zagranicznych oraz spotkań z najważniejszymi przywódcami świata. Niemal wszędzie stali agenci w garniturach, bacznie obserwujących każdy ruch zwiedzających.
W pewnym momencie weszliśmy do wysokiej i długiej sali, z wypolerowaną podłogą i okazałymi żyrandolami. Na jej końcu znajdowały się ogromne, lekko podświetlone, realistycznie wyglądające pomniki nieżyjących już przywódców, a przed nimi duże kosze z kwitami. Dalej, po przejściu kilku pomieszczeń oraz bramek ze specjalnymi urządzeniami z dmuchawami (mających na celu odkurzenia odzieży), znaleźliśmy się w przyciemnionej sali z dwoma katafalkami. Serce zaczęło bić szybciej. To centralny punkt pałacu – miejsce spoczynku Kim Ir Sena oraz Kim Dzong Ila. Dwa katafalki ustawiono obok siebie równoległe, w odległości ok 1 m. W rogach stali żołnierze z mundurach. Ciała oświetlone były z góry przytłumionym, czerwonym światłem. Twarze wyglądały bardzo realistycznie. Wszyscy zwiedzający mogli spoglądać na nie z odległości ok 10 m, kłaniając się trzy razy przy eksponowanych ciałach – z przodu oraz z lewej i prawej strony.
Po opuszczeniu sali z ciałami przywódców prezentowano nam artefakty związane z ich panowaniem. W jednym z pomieszczeń zaprezentowano wagon kolejowy, którym podróżował Kim Ir Sen (bał się latać), i w którym dokonał żywota. Ówczesny przywódca Korei Północnej w 1984 r. przyjechał nawet do Polski pociągiem (https://www.youtube.com/watch?v=yiLxNPFzUoM). Na ścianie znajdowała się nowoczesna, elektroniczna mapa, na której wyświetlały się wszystkie trasy, które wódz przemierzył pociągiem. W kolejnym pomieszczeniu prezentowano luksusowe limuzyny (Mercedesy). W następnym z kolei łódź wodza, wkomponowaną w realistycznie namalowany akwen wodny. W powietrzu unosił się zapach morza (słabo wyczuwalna była nawet woń ryb).
Kolejną zwiedzaną częścią pałacu była ekspozycja prezentująca dary oraz nagrody, jakie przywódcy narodu otrzymali za życia. Była to całkiem pokaźna kolekcja m.in.: medali, dyplomów, mundurów, tog uniwersyteckich. Większość z nich pochodziła jeszcze z czasów funkcjonowania bloku komunistycznego. Wśród eksponatów można było znaleźć kilka prezentów i wyróżnień z Polski. W pamięci utkwił mi szczególnie jeden z nich – odznaczenie nadane przez związek sadowników ze świętokrzyskiego
Wreszcie wyszliśmy na zewnątrz, na długi na 500 metrów plac.
Wśród zwiedzających mauzoleum było dużo żołnierzy oraz kobiet w odświętnych, kolorowych sukniach. Niestety tych pierwszych nie można było fotografować (jeden z członków naszej grupy zrobił zdjęcie osoby w mundurze i szybko kazano mu je skasować). Panie ochoczo pozowały do grupowych fotografii. Były to zapewne wycieczki z zakładów pracy oraz koszar. Pewnie (oficjalnie) jest tak, że każdy obywatel Korei Północnej marzy o tym, aby znaleźć się w tym miejscu.
Z Pałacu Kŭmsusan pojechaliśmy na Cmentarz Męczenników Rewolucji położony na wzgórzu góry Taesong. Po drodze jednak widzieliśmy interesujący obrazek – wejście do budowanego zoo. Miało ono postać realistycznie wyglądającej paszczy tygrysa. Szacunek dla architekta i wykonawców!
Cmentarz Męczenników Rewolucji zajmuje powierzchnię 30 ha. Rozlokowanych na nim jest kilkaset grobów, na których ustawiono popiersia pochowanych osób (popiersia wykonane są z brązu). Są to groby żołnierzy poległych w walkach o obronę koreańskiej niepodległości toczonych z Japończykami. Budowę nekropolii zakończono w 1975 r., a dziesięć lat później ją rozbudowano. Wejście na cmentarz stanowi monumentalna brama. Dalej, po dwóch stronach, znajdują się duże pomniki walczących żołnierzy nacierających na wroga oraz płyta z godłem Korei. Za nimi ciągną się rzędy równo ustawionych grobów. Na końcu miejsca spoczynku stoi granitowy pomnik, symbolizujący czerwoną flagę (w zasadzie jest ona burgundowa), powiewającą na wietrze. Przed monumentem stoją popiersia kilku, szczególnie czczonych w Korei Północnej osób, w tym Kim Dzong Suk (pierwszej żony Kim Ir Sena) oraz Kang Pan Sŏk (matki wodza). Kim Dzong Suk przypisuje się heroiczną postawę w walce z japońskim okupantem, a data jej narodzin jest świętem państwowym.
Podjechaliśmy do niedalekiej buddyjskiej świątyni Kwangbop, która znajduje się u południowego podnóża góry Taesong. Świątynia powstała w odległych czasach, za panowania dynastii Koguryo (Goguryeo). Przebudowana w 1727 r., uległa zniszczeniu w czasie wojny koreańskiej. Odbudowano ją w 1990 r., więc nie jest to zabytkowy obiekt. Na dziedzińcu świątyni spotkaliśmy mnicha. To dość niezwykły widok, jak na Koreę Północną, w której nie uświadczy na ulicach osób duchownych.
Świątynia Kwangbop była jedynym obiektem sakralnym, aczkolwiek pokazowym, przewidzianym w programie naszego pobytu. Wprawdzie raz w Pjongjang zobaczyliśmy z busa krzyż na wieżyczce niewielkiego kościoła, ale nie pozwolono nam tak podjechać. Nasz opiekun zapewniał, że jest to czyny kościół rzymsko-katolicki, i że w Korei Północnej panuje wolność wyznania (to w takim razie, dlaczego tam nie podjechaliśmy?). No cóż, nie pierwszy raz deklaracje przewodników rozmijały się z prawdą.
Powróciliśmy do centrum Pjongjang, aby odwiedzić jedno z muzeów. W drodze mogliśmy się przekonać, że młodzież nie tylko rano wymachuje czerwonymi flagami na placu przed głównym dworcem kolejowym, ale również wczesnym popołudniem.
Zauważyłem także, że osoby podróżujące komunikacją miejską odwracały głowy od szyb, gdy robiono im zdjęcie. Takie unikanie kontaktu wzrokowego zaobserwowałem jeszcze raz tego dnia – w metrze, ale o tym za chwilę.
Przed muzeum powitał nas pomnik oraz murale z wodzami. Tym razem Kim Ir Sen oraz Kim Dzong Un dosiadali koni. Przed pomnikiem stały świeże kwiaty. W samym muzeum na uwagę zasługiwały monstrualne obrazy tkane, tworzone przez długie miesiące przez kilka osób. Zapewne była to żmudna robota, ale efekt okazały.
Naszedł moment przejażdżki metrem w Pjongjang, które znacznie odbiega od kolejek podziemnych spotykanych w innych krajach. Jest to jedna z najgłębszych kolejek na świecie (ok. 100 m pod ziemią), co można było oduczyć długo zjeżdżając i wyjeżdżając ruchomymi schodami. Metro ma dwie linie, które obsługuje mocno wysłużony tabor (ściągnięty z Berlina). W każdym wagonie znajdują się portrety nieżyjących wodzów narodu – Kim Ir Sena oraz Kim Dżong Ila. Moją szczególną uwagę zwróciła pani na peronie, która z lizakiem odprawiała odjeżdżające pociągi (tak, jak u nas ma to czasem miejsce na dworcach PKP). Stacje metra mają surowy socrealistyczny wystrój i przypominają podobno te z Moskwy. Na przystankach, na których wsiadaliśmy (Puhŭng) i wysiadaliśmy (Kaesŏn), znajdowały się atrybuty uwielbienia Kim Ir Sena – malowidło ścienne, jak również jego popiersie. Ponadto uwagę zwracały oryginalne (nawet ładne) żyrandole oraz liczne i okazałe mozaiki na ścianach – prezentujące najczęściej treści propagandowe.
Nasza podróż pomiędzy czterema stacjami trwała ok. 10 min. Przejażdżka wagonikami metra była momentem, w którym mogliśmy być blisko zwykłych obywateli Korei Północnej. Nie sposób było jednak nawiązać z nimi kontakt, gdyż osoby jadące metrem starały się nie patrzeć w naszą stronę, a zapewne – gdybyśmy zaczepili któregoś nich, to i tak nie byliby oni w stanie rozmawiać po angielsku… że o szybkiej interwencji naszych opiekunów nie wspomnę
Z metra wysiedliliśmy w pobliżu Pałacu Sportu. Na pobliskim stadionie reprezentacja Korei Północnej w piłce nożnej rozgrywała mecz eliminacyjny do mundialu w 2018 r. z drużyną Filipin. Niestety nie mieliśmy okazji obejrzeć tego pojedynku. Nasz najmłodszy opiekun też bardzo żałował, że nie może bezpośrednio kibicować swojej drużynie, powiedział nam, że kolega mu nawet bilet kupił. W kolejnym tygodniu Korea grała mecz z Jemenem i podobno ten mecz przewodnik miał już obejrzeć razem z grupą niemieckich turystów, która przyjeżdżała po nas. My tyle szczęścia nie mieliśmy, aby wejść na stadion Za to mogliśmy zobaczyć kibiców przed stadionem. W niczym oni nie przypominali kolorowych i rozśpiewanych fanów futbolu z innych krajów. Ubrani na szaro i popielato, bez szalików, stali w całkowitej ciszy.
P.S. Korea Północna zremisowała z Filipinami 0:0, a z Jemenem wygrała 1:0
Zabrano nas jeszcze w jedno pokazowe miejsce dla zagranicznych turystów – Pałacu Dzieci, w którym miał się odbyć występ artystyczny. Na ścianach siermiężnego budynku o socrealistycznej architekturze znajdowały się wymalowane scenki rodzajowe, prezentujące uśmiechniętą dziatwę. Zaraz za wejściem powitał nas obraz uśmiechniętego Kim Ir Sena, otoczonego rozradowaną gawiedzią. Samo przedstawienie też było radosne, dzieci śpiewały, grały na instrumentach i tańczyły. W wielu z piosenek przebrzmiewały zapewne doniosłe tony patriotyczne, chwalące wodzów narodu (wywnioskowałem to na podstawie patosu, gdyż dzieci śpiewały w nieznanym mi języku koreańskim
W programie tego dnia znalazła się jeszcze wieczorna wizyta w „minibrowarze”, który okazał się zwykłym, opustoszałym barem dla turystów. Podjeżdżając do niego zobaczyliśmy inny lokal, stojący obok, który nas żywo zainteresował. Otóż przez okna widzieliśmy skromnie wyglądające wnętrza, przypominające te, które określa się mianem „mordowni”. Przy długich blaszanych ladach stały dziesiątki mężczyzn spożywających z ciężkich kufli piwo, zapewne po pracy. Bardzo zapragnęliśmy tam pójść, jednak nasze kilkukrotne prośby spełzły na niczym – opiekunowie byli nieprzejednani i nie pozwolili tam się udać . Pierwotnie mówili, że trzeba dokonać wcześniejszej rezerwacji (sić!). Potem wskazywano na to, że piwo kosztuje tam 2,5 euro, czyli jest droższe niż w barze, w którym przebywaliśmy. Co za absurd, bo czy przeciętny Koreańczyk z Północy mógłby sobie pozwolić na piwo kosztujące 12 zł? Zrobiło się nam przykro, że nie możemy ze zwykłymi ludźmi się piwa napić, więc szybko zebraliśmy się do hotelu.