Rano, jak zwykle na tych wakacjach, wstajemy wcześnie. Jedziemy kolejką jakieś 20 min. (za 1,50 MYR) do Batu Caves.
Cała masa zakazów w kolejce:
Batu Caves to kompleks jaskiń skalnych. W jednej z nich znajdują się hinduskie świątynie.
Już po wyjściu ze stacji wita nas wielki zielony posąg jakiegoś bóstwa.
Idziemy dalej, tam czeka na nas drugi wielki złoty posąg boga Murugan – 42,7 m, a potem 272 schody prowadzące do świątyń w jaskini.
Do Kuala Lumpur wracamy również kolejką. Po wyjściu z kolejki idziemy na Chow Kit Market (ja nigdy nie mam dość tego typów miejsc )
Jackfruit’y – największe na świecie owoce rosnące na drzewach:
Dragonfruit’y:
A tu coś mi aparat nawalił, ale nie mogłam się oprzeć – rysunek ananasa był super a jak sprzedawca zobaczył, że zamiast jemu robię zdjęcie owocom był bardzo zawiedziony i musiałam zrobić zdjęcie również jemu W ogóle na tym targu spotkaliśmy najsympatyczniejszych sprzedawców, co chwila z żartem żądali za zdjęcie „one dolar”
A to karambola:
Z targu kierujemy się w stronę Kampung Baru, tradycyjnej malajskiej dzielnicy. Po drodze zatrzymujemy się w przydrożnej knajpce na jedzonku, chyba najtańszym jakie jedliśmy – po 5 MYR. Ja zamawiam Hong Kong Nudle (po polsku to by było makaron po hongkońsku ? ), Marcin laksę – wszystko bardzo dobre.
Wypijamy jeszcze po dwa soki ze świeżych owoców i ruszamy dalej przez dzielnicę z typowymi domami Malajów, nad którymi królują Petronas Towers.
Trochę błądząc trafiamy do następnego punktu wyznaczonego na dziś – Menara Kuala Lumpur – wieży telewizyjnej. Wieża ma wysokość 421 metrów i 15 pięter. Budowę ukończono w 1995 r. Wieża należy do jednych z najwyższych na świecie. Na wieżę można wyjechać – za 49 MYR/os na niższy, oszklony taras, lub za 99 MYR/os – dwa piętra wyżej, na niezabudowany taras. My ze względu na nie najlepszą pogodę wybieramy wariant pierwszy.
Z wieży podziwiamy zamgloną panoramę Kuala Lumpur i przepiękne Petronas Towers.
Zjeżdżamy z powrotem na dół i człapiemy powoli do hotelu. Wieczorem zbieramy resztki sił i znowu wyruszamy na miasto. Najpierw kierujemy się na Pasar Seni (market) a potem na Petaling Street – handlową ulicę przede wszystkim z podróbkami. Będąc jeszcze w Bako, rozmawialiśmy z młodym Malajem, który mówił nam, żeby na Petaling bardzo uważać i nie zaczytać targowania, jeśli nie ma się zamiaru go kupić. Handlują tam przede wszystkim napływowi (Filipińczycy, Pakistańczycy) i według młodego Malezyjczyka mogą człowieka nawet pobić, jeśli ten wycofa się z transakcji. Robimy tam jednak małe zakupy, ale uważamy cały czas, pilnując też aparatów i plecaka. Potem znowu lekkie jedzonko, powrót do hoteli i zasłużone spanko