Coraz dalej…

Herbatka w Cameron Highlands

Dziś przed nami piękny dzień – jedziemy do Cameron Highlands na wzgórza herbaciane. Trip zarezerwowaliśmy jeszcze w Polsce, zupełnie na wariackich papierach. Szukając lokalnych agencji, natrafiłam na ofertę Anuara Ismail’a i po szybkiej wymianie e-maili mamy zaklepaną wycieczkę (330 MYR/os z biletami wstępów i lunchem). Gdyby ktoś kiedyś wybierał się na te wzgórza to szczerze polecam Anuara – jest rewelacyjny!!!

Tak więc po śniadanku, o 7:30 przyjeżdża po nas Anuar, wsiadamy do luksusowego samochodu z Wi-Fi i jedziemy. Podróż trwa jakieś 3 godziny, najpierw jedziemy jakieś 150 km autostradą, a następne 60 km…. ale to potem…

W samochodzie Anuar wypytuje nas, jak my ze zdrowiem, jak znosimy podróż samochodem, czy nie chorujemy na chorobę lokomocyjną i czy zjedliśmy lekkie śniadanie. My oczywiście mówimy zgodnie z prawdą, że nie mamy problemów z jazdą, a co do śniadania, to nie było ono takie lekkie Pleasantry Anuar mówi, że droga do Cameron jest bardzo kręta, i że prawie wszyscy jego klienci chorują. My na to, że jesteśmy twardzi i na pewno chorować nie będziemy Biggrin Na końcu autostrady zatrzymujemy się na toaletę (w życie nie widziałam tyle kabin, ja byłam chyba w kabinie nr 27 Biggrin) i na pyszną kawę – chyba pierwsza, jaka nadawała się do picia od początku naszej wyprawy.

Jedziemy dalej, po drodze rozmawiając a to o armii Brunei, a to o helikopterach Sikorsky, a to jak Anuar (mułzumanin) poleciał z kolegami na Langkawi i tylko próbowali różnych alkoholi, a to jak się mu klienci w samochodzie pobili Biggrin naprawdę świetny gość, wiecznie się śmiejący. Na prawdę ubawiliśmy się z nim do łez.

Dojeżdżamy do wodospadu Lata Iskandar, który ma 40 metrów wysokości. Anuar mówi, że zatrzymamy się przy nim teraz, choć z reguły robi to w drodze powrotnej, ale teraz jest miej ludzi. Po wyjściu z samochodu w końcu czujemy lekkie, rześkie powietrze, a nie ten ukrop, który towarzyszył nam dotychczas.

Wsiadamy do samochodu i … zaczyna się. Trochę jeździłam różnymi krętymi drogami, ale ta do Cameron Highlands powaliła wszystkie, dosłownie same zakręty, cały czas zakręty, zero prostego kawałka, przed zakrętami należało trąbić, aby uniknąć zderzenia bo droga też nie była za szeroka. Po pół godzinie takiej jazdy mamy powoli dość. Dzięki Bogu w planie mamy postój na pokaz strzelania dmuchawkami w wykonaniu członka plemienia Orang Asli. Jest okazja odetchnąć już naprawdę rześkim powietrzem. Marcin próbuje swoim sił w strzelaniu i nawet mu to wychodzi.

 

Wsiadamy do auta i zaczynamy kręcić się znowu zakrętami w górę. 

Mijamy pierwszą plantację – Bharat Tea Plantation, nie zatrzymujemy się w niej, gdyż Anuar mówi, że następna jest ładniejsza. Tylko pogoda coś zaczyna się pogarszać Sad

W planie mamy też odwiedziny na plantacji truskawek, gdzie możemy sami uzbierać sobie koszyczek – ale owoce są niedobre, mało słodkie i wodniste. Odwiedzamy też farmę motyli i małe muzeum.

Jedziemy dalej do BOH – Sungai Palas Tea Estate, najładniejszej plantacji herbaty w Cameron Highlands. Zwiedzamy tam fabrykę herbaty, gdzie można zobaczyć cały proszę przetwarzania herbacianych liści. Najlepsza herbata rośnie na wysokości 1500-1700 m.n.p.m.

Idziemy na herbatę i pyszne ciasto bananowo – morelowe i błagamy w duchu, aby wiatr rozwiał złowieszcze chmury i przegonił padający deszcz Sad , żebyśmy mogli pochodzić pomiędzy tymi pięknymi zielonymi krzaczkami. No niestety, chyba nie mamy wtyków tam na górze, bo pogoda nie poprawia się, cały czas jest mżawka.

Przy Visitors Centre spotykamy młodą parę, która robi sobie sesję ślubną.

Teraz w planie wyjazd na górę Berinchang, najwyższą górę Cameron Highlands – 2 032 m.n.pm. Anuar mówi, że i tak mamy szczęście, że nie ma ulewy, bo inaczej byśmy nie wyjechali. Na zboczach góry znajduje się Mossy Forest, piękny mszany las, przez który wiedzie drewniana kładeczka. Można się tam poczuć jak w horrorze.  W lesie napotykamy na kolejną sesję zdjęciową. Nie zdążyliśmy przejść ani połowy drogi, jak dorwała nas ulewa i biegiem wracaliśmy do samochodu. W strugach deszczu zjeżdżaliśmy w dół, do miasteczka na hinduskie jedzenie, po drodze wstępując na plantację kaktusów, a potem znowu zakrętasami w dół i potem autostradą wracamy do Kuala Lumpur. Do stolicy docieramy przed godziną 21.