Dziś nasz ostatni dzień w Kuala Lumpur. Na pierwszy ogień idzie Świątynia Sin Sze Si Ya w Chinatown.
Potem czas na Świątynię Sri Mahamariamman:
Jak nie ma wiernych, zawsze można poczytać gazetkę
Od tradycji do nowoczesności – idziemy pod Petronas Towers i do centrum biznesowego.
Naszym kolejnym celem jest Masjid Jamek. Meczet akurat jest remontowany i zamknięty dla turystów, ale upraszamy strażnika, żeby choć na chwilę pozwolił nam wejść za ogrodzenie zrobić zdjęcia – zgadza się Meczet położony jest nad rzeką w otoczeniu palm i wygląda bardzo bajkowo:
Idziemy dalej, mijając kolorowe kolonialne kamieniczki:
Docieramy do Mardeka Square, gdzie trwają przygotowania do święta narodowego Malezji – Merdeka Day. Przy placu znajduje się Sultan Abdul Samad Building.
A tu centrum handlowo-biznesowe: Dayabumi Complex:
Kolejnym celem naszej wędrówki jest Meczet Narodowy, niestety akurat jest godzina modlitw i nie udaje nam się wejść do środka:
A to piękny budynek administracji kolei malezyjskich:
i stary dworzec kolejki miejskiej:
I to by było na tyle zabytków
Teraz dreptamy do Taman Tasik Perdana czyli Ogrodów nad Jeziorem. W skład tego kompleksu wchodzi m.in. ogród orchidei (o ile pamiętam za free). Obok jest też KL Bird Park (48 MYR/os), który warto odwiedzić i Park Motyli (20 MYR/os). Oczywiście odwiedzamy je wszystkie.
Na samym końcu odwiedzamy park motyli, czynny do 18. Przed 17 zaczyna lekko mżyć ale my twardo chodzimy po ścieżkach, próbując zrobić zdjęcie pięknym motylom. Od czasu do czasu widać jak po splecionych gałęziach biegają szczury. Jest 17:55, idziemy do wyjścia, a tu…. zamknięte. Spostrzegamy, że oprócz nas nie ma już nikogo, więc szybko idziemy do miejsca, gdzie weszliśmy, też zamknięte. Robi nam się niewesoło Ile sił w płucach zaczynamy wołać, żeby ktoś nas wypuścił. Cisza… za chwilę już drzemy się wniebogłosy i po chwili słyszymy, jak ktoś otwiera metalową bramę. Ufff, jesteśmy ocaleni, bo jakoś marnie widzieliśmy noc z tym miejscu w towarzystwie szczurów. Pan sprzątający wypuszcza nas, śmiejąc się i jednocześnie przepraszając. Dobrze, że tam był…
Pełni wrażeń, chichrając się z naszej przygody wracamy do hotelu. Nie bardzo mamy już siłę iść na miasto, no ale jeszcze nie widzieliśmy Petronas Towers nocą. Zbieramy się do kupy i jedziemy kolejką pod wieże. Tego widoku to ja do końca życia nie zapomnę. Nigdy jakoś nie kontempluje widoków czy miejsc, ale te wieże zrobiły na mnie ogroooooomne wrażenie. Mimo, iż cały czas lekko padało siedzieliśmy tam ponad godzinę.