28 sierpnia 2014, dzień 14
Dzień rozpoczyna się piękną pogodą. Po śniadaniu podglądamy wiewiórkę, która wesoło grasuje w gałęziach i coś tam wyjada.
Dzień rozpoczyna się piękną pogodą. Po śniadaniu podglądamy wiewiórkę, która wesoło grasuje w gałęziach i coś tam wyjada.
Godzina 6 rano, czas wstawać. Ranki o tej porze roku są dość zimne, więc po wyjściu z namiotu, człowiek od razu się orzeźwia. Zresztą w takich okolicznościach przyrody szkoda czasu na spanie. Idziemy więc nad wodopój, zobaczyć, kto przyszedł ugasić pragnienie. I tu małe rozczarowanie – pusto, nie ma ani jednego zwierzaka. Trudno… Wracamy do obozowiska i widzimy lekkie zamieszanie wśród obozujących. Czytaj więcej…
Wstajemy jeszcze przed świtem i pędzimy nad wodopój. Opłacało się wcześnie wstać – z wodopoju nieśpiesznie korzysta nosorożec, być może ten sam, którego widzieliśmy wczoraj wieczorem. Za chwilę powoli odchodzi, mijając się z szakalem.
Ranek wita nas piękną pogodą. Śniadanie, kawa, pakowanie dobytku, pożegnanie z mamą gepardzią i jej maluchami i już można wyruszać dalej.
Nie ukrywam, że dla mnie Afryka to głównie zwierzęta. Od dziecka Czarny Ląd kojarzył mi się głównie z Serengeti i Kalahari – jakoś te dwie krainy najczęściej występowały w filmach przyrodniczych oglądanych 30 lat temu przez mojego tatę, które i ja podglądałam, becząc okrutnie, gdy jakaś antylopa kończyła życie w paszczy któregoś z wielkich kotów. Czytaj więcej…
Wstajemy jak zwykle w dobrych humorach i idziemy na śniadanie. Ponieważ Erastusa jeszcze nie ma, po posiłku przenosimy się na taras, żeby przy dobrej kawie podziwiać jeszcze uroki okolicy. Nad basem wodę popijają bilbile. Jest pięknie Czytaj więcej…