Coraz dalej…

W borneańskiej dżungli

Rano znowu wstajemy wcześnie – o 6 pierwsze wodne safari. Znowu spotykamy bandę z nochalami Lol makaki, hornbille. Mamy też krótki trekking po dżungli, po którym wracamy na śniadanie. Ponieważ za mało nam jeszcze tej dżungli, dokupujemy dodatkowy 3-godzinny trekking i zaopatrzeni w gumowce i wysokie skarpety – ochraniacze za kolana,wyruszamy przed południem z miejscowym przewodnikiem. Napotykamy jednak tylko na insekty, jakieś robale, patyczaka, nasz przewodnik wabi ptaki, świetnie naśladując ich głosy. Udaje nam się zobaczyć dwa przepiękne ptaszki ale nie było mowy o zrobieniu zdjęć. Byliśmy w dżungli bez plecaków, ale te 3 godziny prawie nas wykończyło. Czytaj więcej…

Oko w oko z nosaczem

Dziś wstajemy wcześnie rano, gdyż już o godzinie 7 mamy lot do Sandakanu. Na lotnisku w Sandakanie czeka już na nas przedstawiciel Amazing Borneo. Okazuje się, że razem z nami w samochodzie jedzie para chyba Japończyków z niemiłosiernie rozwrzeszczaną córą – miała chyba ze 2 lata. Jedziemy jakieś pół godziny do Sepilok Orang Utan Rehabilitation Centre. Na miejscu najpierw oglądamy krótki film o orangutanach i roli, jaką pełni Centrum i idziemy na karmienie rudzielców. Czytaj więcej…

Tam, gdzie zakwita raflezja

Rano po śniadaniu pakujemy się do busika Amazing Borneo, po drodze zabieramy jeszcze parę młodych Japończyków i dwie milczące Chinki i ruszamy w drogę do Parku Narodowego Kinabalu.

Nasz przewodnik to młody wiecznie chichrający się chłopaczek. Jedziemy najpierw jakieś pół godziny do miasteczka Tamparuli, gdzie przechodzimy przez długi wiszący most „Jambatan Tampurali”. Potem nasza trasa wiedzie dalej do Nabalu, gdzie zostajemy chwilę na miejscowym targu, m.in. spróbować duriana Lol w sumie w smaku nie jest taki zły, trzeba tylko na chwilę wyłączyć zmysł powonienia. Czytaj więcej…

Ulu Temburong

Wstajemy wcześnie rano, Marcin idzie po śniadanie, o przygotowanie którego poprosiliśmy dzień wcześniej. To co przynosi powoduje lekki niesmak.. Bad  w końcu nie spaliśmy w najtańszym hostelu… No więc nasze śniadanie stanowiły po dwie kromki chleba tostowego i dwa jajka na twardo i wstrętny, śmierdzący chemią sok pseudopomarańczowy, który ląduje w zlewie, tak jak poprzedniego dnia piwo. Także, jeśli ktoś zapuści się do Brunei, to niech omija ten hotel z daleka Stop Czytaj więcej…

Z wizytą u sułtana Brunei

Dzisiaj opuszczamy na 2 dni Malezję i lecimy do jednego z najbogatszych państw świata – Sułtanatu Brunei (Brunei Darussalam). Żegnamy się również na chwilę z Amazing Borneo, które organizowało nasz pobyt w malezyjskiej części wyspy. Nasz przewodnik zawozi nas na lotnisko i w drodze pyta nas, czy mamy wizy do Brunei. Nie powiem, że nie zapanowała lekka konsternacja, czy aby na pewno my ich nie musimy mieć. Ale oboje uspakajamy się na wzajem, że przecież sprawdzaliśmy (chyba…) i Polacy wiz nie potrzebują. Po pożegnaniu pakujemy się do samolotu AirAsia i po krótkim locie jesteśmy w Bandar Seri Begawan – stolicy Brunei.

Brunei jest monarchią absolutną, a władzę w nim sprawuje sułtan Haji Hassanal Bolkiah Mu`izzaddin Waddaulah. Bogactwo tego państwa stanowią złoża ropy naftowej. Na pola naftowe są organizowane wycieczki Wink Mieszkańcy sułtanatu nie wiedzą co to podatki, nie płacą za leczenie i edukację. Dochód na mieszkańca wynosi tam ok. 20 tys. dolarów. Czytaj więcej…