23 sierpnia 2014, dzień 9
Zaraz po śniadaniu opuszczamy piękne Twyfelfontein i ruszamy dalej. Dziś cały dzień minie nam w drodze do Opuwo, czeka nas ponad 350 km szutrowych dróg. Jedziemy najpierw drogą C39, która prowadzi przez Torra Conservancy. Torra to obszar chroniony o powierzchni ponad 3 500 km², utworzony przez rząd Namibii w 1998 r. Na jego terenie żyją słonie, lamparty, lwy, gepardy, czarne nosorożce, hieny, żyrafy, zebry górskie, springboki, oryksy i kudu. Zobaczymy, ile z tej pokaźniej listy uda nam się zobaczyć. Oczywiście za oknem samochodu, jak to zwykle w Namibii, całą drogę towarzyszą nam cudowne widoki.
No i mamy pierwsze zwierzaki, niedaleko drogi pasie się stado springboków.
Zatrzymujemy się – niedaleko drogi rośnie Euphorbia virosa, której nazwa w afrikaans to Gifboom, czyli trujące drzewo. Jest to wilczomlecz, ale zupełnie inny, niż te, które można spotkać np. w Kenii – wygląda jak kępa kaktusów. Gifboom ma w swoich łodygach mleczną, kremową substancję o właściwościach rakotwórczych. Ciecz ta jest bardzo trująca, kontakt ze skórą powoduje jej podrażnienie, a w zetknięciu z oczami może doprowadzić do utraty wzroku. Sok wilczomlecza używany był przez Buszmenów San do zatruwania końców strzał myśliwskich.
- Euphorbia virosa
Jedziemy dalej, mijając po drodze osady Herero.
Jeszcze tylko tankowanie na miejscowej stacji i możemy wjeżdżać na teren Palmwag. Palmwag to rezerwat przyrody liczący 400 tys. ha. Żyją tu lamparty, lwy, zebry górskie, gepardy, żyrafy, springboki, kudu i słonie pustynne. W rezerwacie żyje także największa w Afryce populacja czarnych nosorożców.
Co prawda nie wjeżdżamy na teren Palmwag Game Reserve, ale po cichu liczymy, że jakiś gruby zwierz zostanie w końcu upolowany obiektywem aparatu
No i jest! Nasza pierwsza namibijska żyrafa!
Jest też i springbok. Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale nam większość zwierząt w Afryce pokazywała, co o nas myśli, odwracając się do nas tylną częścią ciała
Tuż za springbokiem napotykamy na oryksa – a jakże – stojącego tyłem do nas.
Honor Palmwag uratowały napotkane chwilę później żyrafy, choć te z kolei ustawiły się pod słońce.
Skoro są żyrafy, to może i reszta większej zwierzyny się pokaże, może uda się zobaczyć w końcu pustynne słonie. Niecierpliwie wyglądamy przez okna w poszukiwaniu grubego zwierza. A widoki za oknem – popatrzcie sami.
Na skalistych wzgórzach zauważamy dziwną roślinę: bottle tree – czyli hmm… drzewo butelkowe Jest to endemiczna roślina Namibii i południowej Angoli. Pień tej rośliny wygląda właśnie jak butelka i służy do magazynowania wody w czasie pory deszczowej. Bottle tree osiąga wysokość do 6 metrów, ma niewiele gałęzi, na końcach których zakwitają białe kwiaty. Sok bottle tree ma właściwości podobne do wilczomlecza, jest trujący, w kontakcie z oczami powoduje ślepotę; był również wykorzystywany do wykańczania zatrutych strzał do polowań.
I znowu wracamy do podziwiania pięknych widoków.
Tereny robią się coraz bardziej kamieniste, suche i nieprzyjazne dla życia. Na zboczach widzimy pierwsze w Namibii baobaby.
Spotykamy też strusie i ogromne białe termitiery. Nie wiem czy wiecie, ale termity to mistrzowie inżynierii – w wybudowanych przez nich kopcach temperatura jest cały czas stała, pomimo jej znacznych wahań na zewnątrz. W takiej termitierze może zamieszkiwać nawet 2 mln owadów.
Powoli dojeżdżamy do Opuwo, zaczynają się pojawiać pierwsze zabudowania.
Samo miasto nie jest ciekawe, jest dość brudno – jakby nie Namibia. Opuwo jest stolicą regionu Kunene i bazą wypadową dla odwiedzin koczowniczych plemion Himba. Już w mieście można zobaczyć wiele przedstawicielek tego plemienia. Nie robimy zdjęć, gdyż Erastus przestrzega nas, że tutejsi mieszkańcy bardzo tego nie lubią i w stosunku do obcych robiących zdjęcia mogą być nawet agresywni. Podczas tankowania na stacji otaczają nas panie Herero z dziećmi, które częstujemy owocami, ale na pytanie o możliwość zrobienia im zdjęcia, odpowiadają, że owszem – za pieniądze – tak. Są bardzo zdziwione jak odmawiamy.
W Opuwo mieszkamy w ładnej lodge – Opuwo Country Lodge, do której docieramy wczesnym popołudniem. Lodge jest pięknie położona, z basenem z widokiem na sawannę. Szkoda tylko, że cała roślinność wyschła. Doprowadzamy się do porządku i idziemy do restauracji napić się kawki i poleżakować nad basenem. Spotykamy tam parę Polaków, która sama podróżuje po Namibii. Wymieniamy się opowieściami, oni jadą w stronę, z której my przyjechaliśmy. Zazdroszczą nam, że mamy kierowcę Namibijczyka, bo oni jednak trochę czasu tracą na szukanie dróg i docieranie w konkretne miejsca.
Powoli nad Namibią zachodzi słońce, idziemy na pyszną kolację i wracamy do naszego domku.