Coraz dalej...

Z wizytą u szalonego Barona

18 sierpnia 2014, dzień 4

Ciepła noc szybko się kończy. Wstajemy i…, nie no, czy to musiało mi się przytrafić w takim miejscu? Dopadła mnie migrena Sad Zwlekam się jakoś z namiotu, no nie jest dobrze. Erastus pyta, co chcemy na śniadanie, a mi na samą myśl o jedzeniu robi się niedobrze, a jak sobie pomyślę, że czeka mnie jazda po szutrowych drogach w takim stanie to płakać mi się. Chwilę później Marcin wcina jajecznicę i kiełbaski, a ja miętolę tylko kromkę chleba i mocną herbatę. No nie, tyle nas dziś czeka, a ja ledwie żywa. Łykam wszystkie prochy, jakie mam i o dziwo ból głowy zaczyna dość szybko mijać. A już widziałam lekkie przerażenie w oczach Erastusa – jakaś chorowitka mi tu przyjechała i marudzić pewnie będzie Pleasantry i tak się słono musiałam tłumaczyć, dlaczego śniadania nie jem, pewnie biedak myślał, że mi nie smakuje Smile

Po powrocie do świata żywych, o mało co nie padłam znowu. Boże, gdzie myśmy spali Shok przecież to prawie raj. Resztki złego nastroju szybko pryskają, bierzemy aparaty w ręce i biegiem na obchód naszego campu. Czytaj więcej…

Tylko koni, tylko koni brak…

17 sierpnia 2014, dzień 3

Wstajemy o wschodzie słońca, żeby po szybkim śniadaniu pozwiedzać jeszcze okolicę. Tak, jak wspominałam lodge jest przepięknie położona wśród skał, które w porannym słońcu mienią się pomarańczowo-różowymi kolorami. Można by w tym miejscu spędzić kilka dni, nie nudząc się zupełnie. Na teranie lodgy znajduje się przepięknie położony wśród skał basen z widokiem na pustynno-górzysty krajobraz. Jeśli ktoś oglądał serial „Afryka – za głosem serca” to bez trudu zauważy, że recepcja lodge zagrała posiadłość głównych bohaterów. Czytaj więcej…

Afryko – przybywamy!

Pewne afrykańskie przysłowie głosi: „Można zabrać człowieka ze środka Afryki, ale nie można zabrać Afryki z wnętrza człowieka.” W moim przypadku to w 100 % prawda. Uwielbiam Afrykę, mogłabym z niej w ogóle nie wracać, zostać tam, zamieszkać na stałe. Marcin Afrykę również kocha, ale powiedzmy, że ciut mniej. W tym roku wakacje miały być w innej części świata, ale dwa lata bez Afryki to zdecydowanie za długo, więc siłą argumentów przekonałam swoją drugą połowę i jest Afryka YahooZostaje jeszcze wybrać konkretny kraj i można zaczynać przygotowania. Wybór pada na Namibię i Botswanę. Na Namibię zachorowaliśmy trzy lata temu, będąc pierwszy raz w Afryce ze niesamowitym przewodnikiem Łukaszem z AfricaLine. Nasłuchaliśmy się od niego opowieści z tego pięknego kraju. Potem była oczywiście lektura książki Kobusów „Namibia, 9000 km afrykańskiej przygody” , no i świetna relacja na forum trip4cheap.pl.

Planowanie wyjazdu zaczynamy pod koniec grudnia 2013 r. Wiemy już, że na promocje lotnicze do Namibii nie ma co liczyć, bezpośrednio z Europy lata tam tylko Air Namibia. Można oczywiście liczyć na promocję lotów do RPA i stamtąd lecieć do Namibii, ale po pierwsze: mamy określony termin wyjazdu (lato), a po drugie: przesiadki to dwa dodatkowe dni uszczknięte z urlopu. Na całe szczęście mamy niezłe połączenie z Krakowa do Frankfurtu, nie trzeba jechać do Warszawy – też oszczędność czasu. Lot międzykontynentalny jest w nocy – znowu jesteśmy jeden dzień do przodu.

Po przeczytaniu chyba wszystkiego, co na temat Namibii można znaleźć w internecie, zaczynamy wytyczać trasę. Najbardziej popularnym sposobem podróżowania po Namibii jest wynajem samochodu terenowego i self drive. My oboje jednak nie prowadzimy, zostaje nam tylko wynajem samochodu z kierowcą. Śladami forumowiczów z trip4cheap.pl kontaktujemy się z polskim biurem w Namibii Bocian Safaris i dokładnie ustalamy szczegóły naszego wyjazdu: miejsca, które odwiedzimy, noclegi, z których większość spędzimy w namiocie, itp. My oczywiście chcemy upchnąć w planie wszystkie możliwe „atrakcje”, ale Bociany doradzają nam, co lepiej sobie tym razem darować, a na co trzeba poświęcić więcej czasu. Bo to, że do Namibii wrócimy, jest ponoć kwestią czasu Biggrin

W lutym kupujemy bilety lotnicze, załatwiamy też poprzez wizaserwis.pl wizę namibijską (65 Euro/wiza dwukrotnego wjazdu) w Ambasadzie Namibii w Berlinie, pozostaje nam jeszcze przeczekanie 6 miesięcy… do sierpnia. Czytaj więcej…

Jak zdobyliśmy najwyższy szczyt Singapuru

Zaraz rano jedziemy na lotnisko, nie obyło się bez niespodzianek bo pani z recepcji zapomniała zamówić nam taksówki. Jest przed 7 rano, ulice puste, recepcja zamknięta, jak my się teraz dostaniemy na lotnisko. Stoję na pustej ulicy i nagle jedzie taxi, zatrzymujemy i ufff, jedziemy na lotnisko. W samolocie pani uprzejmie informuje nas, że jak mamy narkotyki to jednym słowem mamy przegwizdane tzn. że grozi nam kara śmierci, ot takie przypomnienie Biggrin

Po wylądowaniu, szukamy, gdzie by tu oclić naszą butelkę wina z Borneo (lecąc z Malezji do Singapuru, każda ilość alkoholu podlega zgłoszeniu i ocleniu). Prześwietlamy naszą walizkę, panowie celnicy pytają, czy mamy coś do oclenia, mówimy, że tak, że butelkę wina ryżowego. Śmieją się z nas i puszczają bez płacenia podatku Smile Czytaj więcej…