1 października 2015, dzień 1
Na wyjazd do Korei Północnej „zachorowałem” kilka lat temu. Od tego momentu przechodziłem różne fazy – od całkowitej determinacji, aby dotrzeć do północnej części Półwyspu Koreańskiego i zobaczyć na własne oczy najbardziej odizolowany kraj świata, po zniechęcenie, powodowane scenami z obozów pracy, pojawiającymi się we wspomnieniach uchodźców.
Ostatecznie podjąłem decyzję, że właśnie naszedł ten moment, i tym razem sam, bez Eli (nieprzejawiającej zainteresowania dyktatorską rzeczywistością), wykupiłem wycieczkę w jednym z polskich biur podróży. Uczyniłem to kilka miesięcy przed planowaną wyprawą i przez długi czas byłem sam na liście. Ostatecznie, ku mojej nieskrywanej radości, grupa potwierdziła się – zebrało się 8 (łącznie ze mną) osób. Grupę tworzyli sympatyczni ludzie, którzy wiele zakątków globu widzieli, jednak – jak się później okazało – nigdy tak dziwnego państwa, jakim jest Korea Północna.
Zdecydowałem się na wyjazd z biurem, gdyż niestety indywidualni turyści nie są wpuszczani do tego kraju. A każdy pobyt cudzoziemców odbywa się ściśle według planu i jest pod stałą obserwacją kilku „opiekunów”.
Czytaj więcej…