9 października 2015, dzień 9
Trudno ostatni dzień uznać za pasjonujący etap wyprawy. Po śniadaniu ruszyliśmy prosto na lotnisko. Jak się jednak wkrótce okazało, ten dzień wcale nie był pozbawiony silnych przeżyć.
Odprawa na lotnisku przebiegła nad podziw spokojnie. Byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Mieliśmy bowiem doświadczenia zebrane zaraz po przylocie i dotarły do nas słuchy, że nie zawsze jest spokojnie i niektóre grupy są dokładnie sprawdzane podczas kontroli przed wylotem (m.in. przeglądane są zdjęcia w aparatach). Tym razem obyło się jednak bez problemów.
Podczas oczekiwania na otwarcie bramki moją uwagę zwróciła tablica z rozkładem dzisiejszych odlotów. Były tam „aż” dwie pozycje – nasz lot do Pekinu oraz Shenyang – miasta w północno-wschodnich Chinach.
Emocji zbyt wiele nie było przy odprawie, za to dostarczył ich sam lot. Tupolew północnokoreańskich linii Air Koryo wypełniony był może w 20%. Stwierdziłem zatem, że nie będę nikomu przeszkadzał, jak przy starcie zrobię kilka zdjęć i nakręcę krótki film. Tak zrobiłem, nie kryjąc się z tym zbytnio. Kiedy weszliśmy na wysokość przelotową podeszła do mnie młodziutka, urokliwa stewardesa i stanowczo poprosiła, abym wykasował zdjęcia zrobione w samolocie. Przy czym stała nade mną i sprawdzała, czy kasuję. Pomyślałem: „No nic, szkoda” . Pani odeszła i wkrótce zaczęła ogarniać mnie drzemka…
Po chwili słyszę, że ktoś siedzi obok mnie i mówi coś do mnie po angielsku. Leniwie otworzyłem lewe oko i widzę, że przysiadła się ta młoda dama, która nakazała usunięcie fotografii. Serce zaczęło bić mocniej – bo do licha, w których liniach lotniczych personel pokładowy przesiada się do pasażerów? A jeszcze wcześniej przeczytałem, że – przy lotach zagranicznych (czyli do Chin i Rosji) – piloci oraz stewardesy Air Koryo mają zakaz schodzenia na płyty lotnisk. No to jak – swobodnie mogą się kontaktować z obcokrajowcami podczas lotu? Coś tu było nie tak. I pani zaczyna pytać: „Z jakiego kraju jesteś?”, „Jaki zawód wykonujesz?”, „Czy masz żonę i dzieci?”, „Co widziałeś w Korei Północnej?”, „W jakim hotelu nocujesz w Pekinie?”. Na szczęście nie znałem nazwy hotelu (znała go nasza pilotka), ale zacząłem się zastanawiać nad możliwością rewizji w pokoju i konfiskatą kart ze zdjęciami Kiedy powiedziałem stewardesie, że jestem nauczycielem akademickim, to pani powiedziała, że jej pasją też jest praca z młodzieżą i całe życie chciała zostać nauczycielką, ale jakoś nie wyszło. No to sobie myślę: „Oho! Jedna z reguł wpływu społecznego jest wykorzystywana – zasada lubienia i sympatii”.
Po kilku minutach konwersacji, przypominającej jednak przesłuchanie, młoda kobieta odeszła. A ja zacząłem przetwarzać to, co się wydarzyło. Przyszły mi na myśl dwie opcje: (1) pani chciała się czegoś więcej dowiedzieć o mnie i uciekać ze mną, prosząc o azyl w Polsce, lub (2) była agentką wywiadu i robiła rozeznanie, po co mi były zdjęcia. Jakoś pierwsza opcja wydaje mi się do dziś mało prawdopodobna
Samolot po niespełna 2 godz. zaczął schodzić do lądowania. Zdałem sobie w tym momencie sprawę, że udało mi się spełnić moje wieloletnie marzenie – odwiedzić najbardziej izolowany kraj na świecie. Kraj, o którym przeczytałem wiele książek i zobaczyłem wiele filmów. Czułem jednak niedosyt, gdyż mogłem zobaczyć tylko to, na co pozwolili nam przewodnicy. No cóż, może kiedyś będzie okazja jeszcze wrócić na północ Półwyspu Koreańskiego – i być może odbędzie się to w innych realiach polityczno-społecznych…